niedziela, 14 sierpnia 2016

#9



Waliłem w klawiaturę laptopa jak Bach w klawisze organów. Artyzm godny mistrza, jeszcze tylko pierdolnę kilka xD, dodam wyjechaną w Kosmos focię i wpis gotowy. Tylko czekać na miliony lajków, udostępnień i komentarzy. Prawdziwy król fejsa!
- Siema, frajerze. - Mruknąłem z nad komputera, kiedy do pokoju wparował Freund. Jeszcze bez prevcowej eboli i weltschmerzu większego niż głowa Fannemela. Żeby jego stan utrzymał się do fety po jego wygranej w TCS, inaczej będzie źle i zgadnijcie kto będzie musiał ratować Seva przed wpadnięciem w depresję i pilnować, by z żałości nie wpieprzył całego zapasu mannerów? - Pozdrowić od ciebie mój lud?
Blondyn posłał mi spojrzenie pełne politowania.
- Nie jesteś wodzem i nie masz ludu, a jedynie kilka napalonych fanek. - Wywrócił oczami, jednocześnie siadając na swoim łóżku. - Nie mam pojęcia, w co tobie widzą. Czy twoja czupryna przypomina im o świętej pamięci grzywci Biebera?
Ha, ha, ha. No popatrz się, jaki zabawny się zrobił, gdy przeszedł mu ból dupska.
- Ostatnio jesteś strasznie zgryźliwy. - Odfuknąłem, po czym z powrotem skupiłem się na swoim wpisie. Przeczytałem go w całości, po czym z zadowoleniem wcisnąłem "Publikuj" i czekałem na pierwsze lajki. - Poczuj w sobie przyjaciela, Sevi.
- Sam poczuj w sobie przyjaciela, gdy ten Prevc znowu próbuje wszystko zepsuć!
O nie, zaczyna się. I ta agresja.... Może stan psychiczny Freunda nie jest taki dobry, jaki się wydaje? Może przyda mu się pomoc prawdziwego specjalisty, a nie pokornego skoczka aspirującego do zostania gwiazdą światowej medycyny?
- Specjalnie nie skoczył w kwalkach, by w konkursie zmierzyć się ze mną. Ja już go zmiażdżę, koleś nie będzie wygrywać na moim terenie! - Sev zacisnął mocno pięść, a jego zazwyczaj łagodnie oczy płonęły żywym ogniem. - A ty z kim się sparowałeś? - Zapytał po chwili, już znacznie spokojniejszy.
- Z Piusem.
- Ojj.
Bratobójcze walki, nikt tego nie lubi. Ale co poradzić, TCS rządzi się swoimi zasadami, według których muszę sprzątnąć Paschke. Albo on mnie, ale bądźmy realistami...
No dobra, Ricz, chyba zaczynasz robić się zadufaną gwiazdeczką. Za dużo przebywania w pobliżu Waltera Hofera.
- Zabiorę dzisiaj Piusa na melo i wynagrodzę mu jutrzejszą porażkę. - Wzruszyłem ramionami. - Powinieneś pójść z nami i się zrelaksować, bo chyba masz jakieś permanentne PMS.
Severin najpierw obdarzył mnie pełnym wyższości spojrzeniem, a potem cały spąsowiał.
- No nie wiem, to chyba nie najlepszy pomysł... Zwłaszcza po tym, co było rok temu.
Zamrugałem kilkakrotnie i zmarszczyłem czoło, zmuszając swój mózg do działania. Ach tak, pamiętna pata w Gapa*, Sev nieźle odleciał. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak spitego jak wtedy.
No po prostu nie mogłem nie wybuchnąć śmiechem.
- Richie, nie śmiej się ze mnie! - Niemalże załkał Freund, robiąc tak nieszczęśliwą minę, że aż zrobiło mi się go żal. - Chcę być grzecznym chłopcem, naprawdę.
Tylko, że był sylwester, a my znajdowaliśmy się w Garmisch-Partenkirchen i nie było mowy o tym, żeby kogokolwiek dusza ocalała.
Zwłaszcza, gdy w pobliżu pojawi się trochę taniego wina i norwesko-polska grupka melanżowa.

XDXDXD

- Idziemy w melo!!!
Gdy kilka godzin później do naszego pokoju wparowała nasza dojczowska ekipka, w przeciwieństwie do Seva byłem gotowy zarówno fizycznie jak i psychicznie. Błyszczałem. Dosłownie błyszczałem jak wielka gwiazda na ciemnym niebie, jak łańcuchy na grubym karku Sebka spod monopolowego, jak wypastowane buty odpicowanego Wellingi. Włosy zaczesałem do tyłu, nie szczędząc przy tym żelu i lakieru, ubrałem skórzane gatki na szelkach rodem z Bawarii (co prawda nie pochodzę stamtąd, ale taka stylówa to +35468 do zajebistości, może rodzice mnie nie wydziedziczą), do tego założyłem pasek kowbojski (bez paska ani rusz, pasek to idealne dopełnienie każdego outfitu!) i lakierki w szpic. Jeszcze delikatnie spryskam się Hugonem Bossem i mogę wyruszać na podryw! Znaczy na imprezę, zdecydowanie na imprezę. Żadnej rozpusty, obiecuję.
Sevi natomiast... Cóż, leżał na łóżku w swojej błękitnej piżamie w czterolistne koniczynki, czytał jakąś szmirę Sparksa i chrupał marchewki.
Czy ktoś mu powiedział, że dzisiaj nie bawimy się w piżama party, a uderzamy w prawdziwy i (oby!) niezapomniany melanż?
- Richard, jaka czadowa stylówa! - Zachwycił się Wellinga.
Chwila, kto pozwolił gówniarzowi iść na imprezę? Już po dobranocce, czy nie powinien spać?
Chyba trzeba znowu zamknąć go w walizce Hofera i mieć święty spokój chociaż na tą jedną noc.
Ale, muszę to przyznać, odstawił się jak Apoloniusz do studia TVP1. Odświętna koszula, spodnie wyprasowane w kant, uszy umyte. Małolaty będą mdlały.
- Nie mówiłeś, że idziemy na bal przebierańców, założyłbym strój żyrafy albo Pocahontas! - Oburzył się Wanki, tupiąc przy tym nogą, wydymając wargę i z groźną miną krzyżując ramiona na piersiach. - Chcesz zostać królem balu, że nic nam nie powiedziałeś?
- Debilu, nie ma żadnego balu przebierańców, po prostu Ricz jak zwykle odpierdala jakąś szopkę. - Leyhe wywrócił oczami, po czym zza pazuchy wyciągnął butelkę, na widok której zaświeciły mi się oczy. Alko! - Hej, myślisz, że folk jest w modzie czy co?
Ignoranci!
- Nie znacie się. A teraz z łaski swojej przestań pieprzyć i polewaj. - Z walizki wyciągnąłem zestaw kolorowych kieliszków tylko na specjalne okazje. A sylwester w Gapa bezwątpienia miał status wyjątkowej imprezy.
Oj, będzie się dzisiaj działo.
- Ej, Jungs, czy wy zauważyliście, że nie jestem już najmłodszy w drużynie! - Krzyknął głośno i dumnie Wellinga, po czym wypchnął przed siebie jakiegoś kolesia, którego nazwiska jeszcze nie zdążyłem zapamiętać. - David Siegel, rocznik '96. Czy nie chcecie, no nie wiem, zrobić mu jakieś inicjacji?
David spojrzał na nas z autentycznym przerażaniem w oczach. Wyglądał bardzo młodo, właściwie był jeszcze dzieckiem. Wydawał się być całkiem sympatyczny, tylko te brwi, no nie wiem, były za bardzo ułożone i okrzesane.
- I tak nie będzie zabawniej niż na twojej inicjacji. - Zaśmiał się rubasznie Neumayer.
- Wystarczy, że młody wypije trochę polskiej wódeczki i popije ją ruskim bimberkiem. - Leyhe poklepał Siegela po plecach.
Nowy wciąż miał taką minę, jakby zesiusiał się w gacie, a my przecież tylko sobie żartowaliśmy. Schuster nieźle nas prześwięcił po inicjacji Wellingi i woleliśmy nie robić sobie znowu problemów. Do dnia dzisiejszego czuję te zakwasy po całym dniu biegania wokół skoczni.
- Polski i ruski alkohol - David głośno przełknął ślinę. - To nie brzmi dobrze.
- To mieszanka tylko dla prawdziwych twardzieli. - Odparłem, ustawiając na stoliku kieliszki. Leyhe odkręcił flaszkę i począł polewać. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w przeźroczystą ciecz zapełniającą naczynia. Najpiękniejszy widok świata!
Nie żebym był jakimś alkoholikiem czy innym Norwegiem. Wszystko z kulturką i w granicach zdrowego rozsądku!
Choć jak ta cudowna mikstura uderzy mi w głowę i znowu zrobię sobie zdjęcie takie jak w ubiegłym roku... Chyba nie mam nic przeciwko, focia wyszła rewelacyjnie, ludzie gadali o niej mie-sią-ca-mi.
- Sevi? - Stephan zawahał się przed napełnieniem ostatniego kieliszka.
Freund nawet nie podniósł głowy z nad czytanej książki.
Prychnąłem donośnie.
- Polewaj śmiało.
- Ja pasuję. - Nagle zaprotestował Severin, unosząc wzrok i patrząc na nas z zacięciem.
O, naiwny!
- Seviiii - zaświergotał słodko Wanki, zbliżając się do łóżka Seva i rozpinając zamek swojego plecaka. - Patrz, co ci przyniosłem, skarbuniu. - Rzekł z niewinnym uśmiechem, po czym wyciągnął z torby bułgarskie wino, które rok temu obudziło w Freundzie prawdziwe party animal.
Na widok trunku sevowe oczy zaświeciły jak miliony monet. Blondyn szybko wyrwał z rąk Wanka wino, po czym przytulił butelkę do swojej piersi tak jak matka przytula swoje dziecko.
Śmiejąc się, podałem mu korkociąg.
- Śmiało, brachu.
Sev jakby nagle otrzeźwiał. Patrzył to na mnie to na winacza, nie mogąc podjąć odpowiedniej decyzji. Wiedziałem, że właśnie samemu sobie daje wykład o moralności, odpowiedzialności i zdrowym rozsądku, dlatego postanowiłem działać i trochę go podpuścić. No bo, hej, przyda mu się porządna pata, która - choć na chwilę - wyrwie go z pazurów trosk dnia codziennego.
- Pamiętasz, jaki z Prevca skurwiel?
Freund popatrzył na mnie z odrazą. Cóż, zapomniałem, że przy nim trzeba ostrożnie dobierać słowa i wystrzegać się przekleństw tak jak Martin Koch wystrzega się wody święconej.
- Znaczy niegodziwiec, palant i wróg? Kurde, Freund, jak on ciebie wkurza. Przecież jego miejsce jest na drugim stopniu podium, więc po jakiego Hofera wpieprza się na pierwsze?
Ricz aka mistrz perswazji. Sev energicznie złapał za korkociąg, po czym wbił go w korek. Chwilę się mocował, ale korek w końcu puścił. Blondyn przyłożył butelkę do ust i począł łapczywie pić. Po kilku porządnych łykach odstawił flaszkę i donośnie beknął.
Cóż, tak się właśnie kończy (pewnie) roczna abstynencja.
- To, gdzie ten melanż? - Zapytał, wyskakując z łóżka i podążając w stronę szafy. - I gdzie moja niedzielna koszula?

***

Klub w Garmisch, stąd właśnie pochodzą moje najlepsze zapomniane wspomnienia. Ile litrów alkoholu tu wypiłem, ile panienek wyrwałem (nooo w wyobraźni), ile butów zdarłem tańcząc do białego rana razem z Rune Veltą, ten tylko wie, kto razem ze mną przeżył takie bajlanda. Eh, aż łza się w oku kręci.
Ale nie czas żyć przeszłością. Czas zrobić nowe wspomnienia, które będę mnie ogrzewać w długie, przeciągane przez Hofera konkursy.
Poszliśmy zająć lożę, a Wanki i Leyhe udali się po alkohol. Impreza jeszcze nie rozkręciła się na dobre. Kilka grupek szalało na parkiecie, ruscy skoczkowie już spali po kątach, Hilde rozbierał wzrokiem jakieś panienki. Nuuuuda.
Na szczęście chłopcy zaraz wrócili z piwkami. No to trzeba się najebać i rozbujać tą melanżownię.
- Boże, co ja robię? - Mamrotał Sev, wlepiając wzrok w swój kufel. - Za jakie grzechy?
- Kadarka już puściła? - Zdziwił się Neumayer. - Szybko.
Uśmiechnąłem się pod nosem iście diabelsko.
- Keine Panik auf der Titanic, zaraz temu zaradzimy.
Wziąłem pod pachę Sevka i razem z nim udałem się do baru. Pamiętałem, co w tamtym roku sprawiło, że Freund został królem imprezy i zamierzałem napoić tym teraz kumpla. Nie będzie nam paskud psuł melanżu przecież.
- Kolejkę białej śmierci. - Zarządziłem, gdy barmanka wreszcie zwróciła na mnie uwagę. Ja wiem, że nie jestem najwyższy, ale chyba nie tak łatwo mnie przeoczyć, co?
Parę minut później przed nami stało kilka shotów. Sevi prawie hiperwentylował.
- Tęskniłem. - Uśmiechnął się wzruszony, po czym przechylił pierwszy kieliszek, a potem kolejny i jeszcze jeden.
Pił, póki się wreszcie nie najebał.

XDXDXD

Nie tylko ja i Sev mieliśmy niezłe najebongo. Kiedy wróciliśmy do loży, zastaliśmy tam imprezę, jaka nie śniła się nawet największym melanżowiczom. Wanki obejmował ramieniem Dawida Kubackiego i razem z nim wydzierał się, ile sił w płucach. A przepraszam, chciałem powiedzieć, że śpiewali piosenkę polskiego zespołu Ich Troje czy jakoś tak. Keine Granzen. Wanki wyśpiewywał niemieckie części utworu, Dzióbi natomiast polskie. Razem tworzyli duet nie z tej planety. Istny kosmos. Gdyby w 2003 roku wystąpili na Eurowizji zamiast tego czerwonowłosego faceta, jak nic wygraliby w cuglach.
Żartowałem. O ile Kubacki jeszcze jako tako wyciągał, o tyle Andreas sprawiał, że kufle pękały, a stojące nieopodal osoby uciekały na drugą stronę klubu.
Ma-sa-kra.
- Ojeju, ale pięknie! - Wellinga z największym wzruszeniem i podziwem otarł łzę, która zakręciła się mu w oku. - Powinni założyć zespół!
Eh, z tym człowiekiem coś ewidentnie było nie tak.
O Boże, tak, skończyli! Cóż, jestem dobrym przyjacielem i zdążyłem się już narąbać w cztery dupy, więc udając zachwyt, zaklaskałem głośno. Niech mają coś z życia.
Niestety, chłopcy za bardzo wzięli sobie do serca otrzymane oklaski. Zaraz wskoczyli na stolik i ponownie zaczęli śpiewać. No nie, nie będę tu stać w męczarniach, czas się ulotnić i zrobić jakiś obchód klubu.
Parkiet bez Velty w tym roku wydawał się jakimś nieatrakcyjnym i nudnym miejscem. Nawet Nory siedzieli struci, jakby ktoś im skrzydła obciął. No nie wierzę, co za szajsowy melanż. Dlaczego nikt nic nie odjebuje? Oczywiście nie licząc Wanka i Kubackiego. O, Denis sprzedaje w męskim kiblu swój bimberek. Dobry towar, polecam. Japońcy szaleją na parkiecie, ale wiadomo, nie są Veltą, więc nie pójdę densić. Co robić, jak żyć? Chyba muszę iść najebać się jeszcze bardziej.
O, Szwajcarzy. Jeszcze z nimi nie imprezowałem. Może czas to zmienić? Co prawda, słyszałem plotki, że ammannowe melanże są tak samo słabe, jak jego telemarki, ale halo, jestem królem imprezy, pokażę mu jak pójść w hardy melanż!
- No siema. - Zaświergotałem słodko, dosiadając się do loży, w której Szwajcarzy siorbali swoje piwo. - Jak się bawicie?
___________
*pata-w-gapa.blogspot.com dla niewtajemniczonych ;)


XDXDXDXDXDXDXDXDXD

Ponieważ jakiś frajer ma dzisiaj urodziny. Niech moc xD będzie z nim.





und [klik]

5 komentarzy:

  1. Tyle czekałam na nowy rozdział ! I gdy rano muszę wcześnie wstać a mimo to teraz śmieję sie jak Ricz do alko. Musisz dodawac częściej rozdziały, zwlaszcza takie jak klasyk pata w gapa, bo życie w jeden moment staje się wielkim XD. Nawet nie wiesz ile dobra czynisz :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zobaczyłam tą magiczną "9" pod nagłówkiem to nie mogłam się uspokoić ze szczęścia przez 5 minut a przez następne 20-25 nie mogłam się uspokoić bo łzy mi leciały z oczu jak woda z fontanny a jedyne czego mi było trzeba to więcej powietrza. Jesteś Cam jedną z nielicznych osób które potrafią wywołać takie "xD" na mojej mordzie że nie mogę opanować śmiechu i drę się na głos jak opętana :3 Dojcztim i alko w Ga-Pa coś co moja psychika nie ogarnia a jednocześnie pragnie :p. Mam nadzieję że przerwa o której wspominałaś sprawiła że jesteś teraz gotowa by częściej uchylić nam rąbka tajemnicy odnośnie przemyśleń magistra severinowej psychologi aka Ricza oraz reszty tej pojebanej ferajny.

    Pozdrawiam Cię Cam i czekam na kolejne rozdziały <3

    ~Przybyłam, przeczytałam a XD na mej mordzie zwyciężyło~

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba mnie popiernikowało, że postanowiłam poczytać nowy rozdział tutaj do śniadania (tak, widzę, która godzina). Skończyło się na maśle orzechowym na nosie i kawą na kolanach, ale cóż, sama tego chciałam, przecież wiem na co Ricza w Twojej głowie stać. Płakuniam bardzo mocno, bo ja tak bardzo kochom Niemców w imprezie (chociaż nie powinnam EKHM). Ale ich wyjście w melanż nigdy nie przynosi niczego dobrego i to jest takie suuupeeeer. A jak jeszcze Sevik z nimi wychodzi, to hehe, jest śmiesznie. Ogólnie Sevik przez Ciebie został oficjalnym patronem Kadarki, a ja pamiętam, że my wciąż mamy kilka butelek do wypicia! Więc patrona trzeba szanować, możemy to nawet połączyć, jakieś Zielone Seviątki zrobić z Narodowym Dniem xD. O.
    Ogólnie to miłość max, ale jak tych Szwajcarów na dole zobaczyłam, to mi się finisz Wisły przypomniał i tego... Polecam tych allegrowiczów!

    xD i do przodu, niech Cię wena i Ricz niosą!

    OdpowiedzUsuń
  4. Norwesko-polska grupa melanżowa, brzmi groźnie xD.
    A poza tym samo Ga-Pa brzmi groźnie, zwłaszcza z odniesieniami do Paty (<3 <3 <3).
    "Polski i ruski alkohol - David głośno przełknął ślinę. - To nie brzmi dobrze" - ojej, David. Sigiel dorobił się grona fanek, huh? I to połączenie, rzeczywiście brzmi... źle.
    Sevik był przez rok grzeczniutki (po takiej pacie, ja się nie dziwię...) ale jak mu się Prevcem na ambicję najedzie to nie ma zmiłuj, każdy Sevik pójdzie w tango!
    Duet Kubacki-Wank made my day!
    (wgl nie wiem, czy wspominałam, ale narracja Ricziego wymiata!)
    Szwajcarzy, jako partnerzy do zabawy? Tego jeszcze nie grali! ("ammannowe melanże są tak samo słabe, jak jego telemarki" - xD)
    Meh, aż mi zrobiłaś smaka na Kadarkę tym rozdziałem.
    Niech Ricz i xD będzie z Tobą, przepraszam za jakość tego komentarza i ten. Tyle chyba.
    Buźki, weny i xD! E_A
    PS: Na "Odchodzę" nowy rozdział, jakby ktoś był ciekawy ;)

    OdpowiedzUsuń

  5. Cam... ja nie mam czasem siły przy tych Twoich komediach. Mięśnie brzucha w ruch aż do bólu, bo skoro rozdział zaczyna się od Ricza-wirtuoza, który właśnie w uniesieniu tworzy post... no cóż. Wiadomo, że generalnie słabość do niego mam, a do jego włosów niekoniecznie, co zgryźliwe uwagi Seva i porównania z Bieberem jakby tylko potęgują i obrzydzają.
    No i jako że poprzednią patę w Ga-Pa czytałam z zapartym tchem, to i tej nie mogłam się doczekać.  
    Co prawda tutaj mamy jak mniemam tylko intro, w końcu melo ze Szwajcarami to coś zupełnie nowego i niespodziewanego. I czekam zdecydowanie.
    Wellinga sobie niepotrzebnie nadzieje robi. On nawet za dziesięć lat będzie tą sierotką w ich drużynie i nic tego nie zmieni. I dobrze.
    Za to Ryszard chyba trochę przesadza w tym sprowadzaniu Sevika na złą drogę przy wykorzystaniu jego słabego punktu, jakim na pewno jest Prevc. Biedny pijany rudy.
    I bym zapomniała o wokalnych popisach. Keine Grenzen to utwór idealny dla Wanka i Kubackiego, no może nie?
    Kocham tych wariatów razem z Tobą.   

    OdpowiedzUsuń