-
Severin dodał sobie na Facebooka takie ładne zdjęcie z choinką i patrz, jaki
śliczny sweterek ubrał. Może też byś sobie takie zrobił?
-
Mamoooo! - jęknąłem. Cholerka, mam dwadzieścia cztery lata i jestem królem
fejsa, a Mutter chce mnie pouczać, co
do robienia sobie fejmu w necie, wirklich?
I jeszcze próbuje ze mnie zrobić Severina! Gruba przesada. Nigdy nie będę tak
doskonały, jak on, choćby z tego powodu, że idealność jest nudna. Wolę być
nieprzewidywalnym, młodym mężczyzną, który swoimi ciekawymi fotami rozpala
nastolatki do czerwoności, a przy okazji wyciska na ich lica uśmiechy równie
szerokie, jak wyszczerz Krausa.
- Racja,
ty nie chcesz ubierać takich ślicznych sweterków - mama posłała mi oskarżycielskie
spojrzenie, po czym podsunęła mi pod oczy swojego smartfona ze zdjęciem
uśmiechniętego Seva, który siedzi pod koślawą i bidną choinką. A, zapomniałem
pozachwycać się jego drapiącym sweterkiem z ekologicznej wełny. Genau gesagt, zajebisty.
(Zajebisty
jak telemark Ammanna).
-
Skaranie boskie z tobą dziecko - Mutti westchnęła.
- Od małego nie chciałeś zakładać ładnych sweterków, tylko jakieś obciachowe i
pozaciągane worki.
I jeszcze
czepia się moich outfitów!
- Po
pierwsze - spokojnie wyrwałem z jej ręki telefon i wyszukałem swoją stronkę. -
Dodałem zdjęcie z choinką dwa tygodnie temu. Patrz, jakie ładne.
-
Wyglądasz, jak naćpany.
Przemilczałem
tę uwagę. Rodzice!
- Ale
choinka ładniejsza - prychnąłem. - Po drugie, moje sweterki też są ładne.
Mama nie
wyglądała na przekonaną. Ale hej, ja mam bardzo ciekawy gust modowy, zwłaszcza
jeśli chodzi o paski do spodni! Mam ich całą kolekcję, jest imponująca,
naprawdę. Powinienem kiedyś zrobić wpis o tym. Fani powinni wiedzieć, co jara
Richarda Freitaga.
- Lepiej
pomóż mi w kuchni - Mutti uniosła
oczy, jakby patrząc w stronę nieba z oskarżeniem. Jak dobrze, że Herr Gott nie przyjmuje reklamacji i
jednak nie zostanę wymieniony na ułożonego synka-gogusia, którego twarz jakby
zastygła w :|. Pamiętajcie, tylko xD jest w cenie!
Żeby
pokazać Mutterce, że nie jestem wyrodnym dzieciuchem, grzecznie powędrowałem do
kuchni i pomogłem jej w przygotowaniach do bożonarodzeniowej kolacji. Krojenie
papryki i obieranie ziemniaków było fascynującym zajęciem, podczas którego mogłem
myśleć o wszystkich wydarzeniach, jakie aktualnie się dzieją. Niestety nie mam
na myśli tak ważnych tematów jak globalne ocieplenie czy pomidory GMO (wtf,
mamo?), albowiem jestem człowiekiem egocentrycznym. Na swoje usprawiedliwienie
dodam, że to nie do końca tak, że myślałem tylko o sobie, bo na tapetę wziąłem
również Sevka i Prevca. Wiecie, jeśli rozwiążę problem Freunda, nie będę musiał
dłużej słuchać jego mamrotania i marudzenia, znowu będziemy sehr glücklich i Sevi nie będzie
wykręcał się od robienia sobie przypałowych selfie.
A przy
okazji potwierdzi się, że Niemcy są potęgą w skokach, a Severin jest najlepszym
skoczkiem kolejnego sezonu. Więc przegrana Prevca uszczęśliwi wszystkich.
Tylko
jak zmusić Petera do przegrania, skoro jest w takiej hiperformie? Łatwiej
byłoby go porwać i przetrzymywać w piwnicy pod Letalnicą, karmiąc go resztkami
sevovych mannerów.
Trochę scheisse.
-
Richardzie, dlaczego mnie nie słuchasz? - Mateńka cmoknęła z niezadowoleniem,
posyłając mi nieprzychylne spojrzenie. Okej, chyba nieźle sobie dzisiaj u niej
nagrabiłem.
-
Słucham cię. Mówiłaś o tym, żebym
uważał, co jem podczas podróżowania - odpowiedziałem cierpliwie. -
Zwłaszcza na modyfikowanie genetycznie pomidory.
Mama
kiwnęła z aprobatą głową, co nie znaczy, że dała mi spokój. Dalej przestrzegała
mnie przed niebezpieczeństwami czyhającymi na moje zdrowie takimi jak roztocza
w hotelowych łóżkach, halny w Zakopanem i potrawy naładowane konserwantami.
Chyba postanowiła nadrobić wszystkie dni, kiedy jestem w trasie, a ona nie może
mi matkować na każdym kroku. Szkoda, że jeszcze nie zauważyła, iż nie mam już
dwunastu lat. Rodzice!
Kiedy
gęś siedziała w piekarniku, a ja pokroiłem już wszystkie warzywa w domu i
pomogłem nakryć do stołu (nawet serwetki ładnie ułożyłem - pieprzony, perfekcyjny
pan domu!), mogłem zrobić sobie przerwę od nadopiekuńczego ględzenia mamci,
wziąć prysznic i wystroić się na kolację jak stróż w Boże Ciało. Niestety mój
wybór świątecznego sweterka został od razu skrytykowany przez Mutter i shejtowany przez wzrok mojej
młodszej siostry. Czy powinien zadzwonić do Schlierenzauera, by Austriak
wytłumaczył im, że mój gust modowy jest naprawdę spoko?
Tylko
czy Gregor wziąłby moją stronę?
Hmm.
Nieważne.
Kolacja
przebiegła w przyjaznej atmosferze. Na szczęście Mutti przypomniała sobie, że ma również inne dzieci i nie tylko ja
byłem atakowany przez A pamiętasz, że
masz uczulenia na... albo W takie
mroźne zimy grube kalesony to podstawa. Rodzeństwo czasami to fajna sprawa,
wirklich.
Dwadzieścia
kilogramów później (nie chcę widzieć minę trenera na poświątecznym ważeniu,
chyba będę musiał biec karne okrążenia oraz żywić się wodą i chlebem) przyszła
pora na rozpakowanie prezentów, które zostały przyniesione przez Weihnachtsmanna i ułożone pod choinką. Z
pewnych rzeczy się nie wyrasta, dlatego z rosnącą ekscytacją rozerwałem
kolorowy papier, w który przyozdobiony był mój podarunek, i otworzyłem pudełko.
Drżącymi dłońmi wyjąłem przedmiot, który w tym roku miał mi umilić święta. Jak
zwykle, zanim spojrzałem na podarunek, czułem to słodkie połączenie napięcia i
oczekiwania. Wziąłem głęboki wdech, policzyłem do trzech i opuściłem wzrok na
prezent.
O rety, ojejciuojejciu i awww, wreszcie mam
swój własny, prywatny stetoskop! Asdfghjkl, już nie mogę się doczekać, aż go
użyję! Teraz będę mógł sprawdzać, czy Wankowi nic na płucach nie zalega, a on z
tej wdzięczności będzie mnie na rękach nosił. Ideolo. No i nasz kadrowy lekarz
nie będzie już skarżył na mnie Wernerowi, że niby znowu zajebałem mu stetoskop
tralala, trololo. Nudziarz!
- Synku,
chyba nie rozpakowałeś prezentu do końca.
Gott, mama jest dzisiaj nieznośna. Dlaczego
przerwała mi zabawę, gdy właśnie wypróbowywałem mój stetoskop i osłuchiwałem
Christiana?
Z
nadąsaną niczym u pięciolatka miną odłożyłem na bok swoje nowe cudeńko, po czym
sięgnąłem jeszcze raz do pudełka. Wunderbar,
sweter! Miękki, megaciepły, wełniany sweter w kolorze granatowym. Bardzo
podobny do tych sevowych sweterków. Meh.
- Danke - wykrztusiłem cicho, myśląc nad
tym, jakby tu przez przypadek go zniszczyć. Był tak bardzo w nie moim stylu,
czułbym się jak klown, gdybym miał go na sobie. Może Freund zechce go kupić, a
mamce wmówię, że Sevi rozpłakał się nad nim z zachwytu i wręcz musiałem mu go
ofiarować?
Ricz, ty
mistrzu w knuciu intryg! Wymyśl jeszcze coś równie złego na Prevca.
-
Będziesz wyglądać w nim jak człowiek - podsumowała Mutti, co skwitowałem gniewnym spojrzeniem. Nie chciałem wiedzieć,
co miała na myśli.
-
Dzieci, zróbmy sobie świąteczne selfie! - ni stąd, ni zowąd pojawił się Vatti ze swoim nowym smartfonem i
wielkim bananen na twarzy. No, wreszcie coś, co Ryśki lubią najbardziej, czyli
zwariowane zdjęcia! Uwaga, cała rodzina Freitagów na pozycje i wykrzywiamy
facjaty niczym szczęśliwe emojki!
- Ustawcie się ładnie i powiedzcie Grundstücksverkehrsgenehmigungszuständigkeitsübertragungsverordnung!*
XDXDXD
Naiwny
byłem, gdy myślałem, że wreszcie walnę się w wyro i wyśpię się bez rzucającego
się przez sen Seva, który ciągle wierzga kończynami na wszystkie strony i
spycha mnie z łóżka. Jasne, gdzie Sev nie może, tam Wellingę pośle. Młokos
wysłał mi milion esemesów, że mam wejść na skejpaja sofort, bo ma ważną sprawę do obgadania. Tak, w Boże Narodzenia
musi rozstrzygać kwestie życia i śmierci i to ze mną. Boże, za jakie grzechy?
No nic,
jak to powiedział kiedyś mój blond kumpel z Polszy, twardym trzeba być, a nie
miętkim. Zalogowałem się na Skype'a i niemal od razu odebrałem połączenie od
Andi'ego.
-
Wesołych świąt! - zacząłem miło, na co Welli wybuchnął głośnym płaczem.
Okej,
albo ma naprawdę ważną sprawę, albo zwykłego weltschmerzena. Mi natomiast brak
cierpliwości do mazgających się nastolatków. Jeszcze nie poczułem w sobie
instynktu tacierzyńskiego, a takie pociąganie nosem mnie najzwyczajniej na
świecie irytuje.
- Co się
stało? - zapytałem, próbując zachować zimną krew.
Kiedy
Welli otarł patrzałki z łez i wysmarkał nos w rękaw zielonego swetra z
wyhaftowanym Rudolfem, obdarzył mnie bardzo smutnym spojrzeniem, po czym
pociągnął z gwinta kilka potężnych łyków Jacka Danielsa.
- No
dalej, młody, wykrztuś to z siebie.
- Bo
Święty Mikołaj nie istnieje - Wyrzucił z prędkością karabinu maszynowego, po
czym powtórnie zamienił się w fontannę. Skaranie boskie z nim.
- Jesteś
pewien?
Wellinga
posłał mi oburzone spojrzenie.
- To ty
nie wiesz? - zdziwił się, przecierając oczy i obejmując butelkę whisky. No
proszę, że też nie skarży się na smak alkoholu! Co ta rozpacz robi z
człowiekiem! - Przyłapałem mamę, gdy kładła prezenty pod choinkę. Próbowała się
tłumaczyć, że po prostu spotkała Mikołaja po drodze, ale... - Andreas wziął
głęboki oddech, z trudem panując nad drżącymi ustami. - Tata wziął mnie na
męską rozmowę.
-
Świetnie - ożywiłem się. - Czyli powiedział ci też coś o dzieciach i o tym, by
jednak z laskami nie chodzić na pole kapusty?
Mindfuck
na twarzy Welli'ego chyba świadczył o tym, że jednak Herr Wellinga nic na ten temat mu nie mówił. Przykro.
- O czym
ty bredzisz?
Przewróciłem
oczami, z trudem nie tracąc resztek cierpliwości. Dlaczego ten smarkacz musiał
zadzwonić akurat do mnie, a nie do takiego Severina? Przecież Freund o niebo
lepiej radzi sobie z dziećmi niż ja. Przy mnie nawet kaktus usycha, a co
dopiero jakaś mała, nieporadna ludzka istotka...
Nie żeby
Wellinga był mały. Przerósł mnie o głowę. Okej, o wielką głowę.
- O
niczym, Andi'm - uciąłem temat. Na inne tabu przyjdzie jeszcze czas. - Co do
Świętego Mikołaja...
Przerwało
mi głośne dmuchanie w chusteczkę. Niby wiem, że zbieranie rozbitego
światopoglądu nie jest łatwą sprawą, ale, na przytulasy Wanka, miałem ochotę
przyrżnąć z bańki Andreasowi. Albo z trzaskiem zamknąć klapę latopa, wyrzucić
komputer przez okno i wreszcie pójść spać. Oczy już mi się same zamykały, a
perspektywa spędzenia bitych dziewięciu godzin w łóżku była tak bardzo
piękna...
- Richi,
co ja mam robić? - głos Andi'ego był tak smutny, że mimowolnie zmiękło mi
serce. Nic na to nie poradzę, też mam jakieś tam uczucia, a Welli wyglądający
jak kupka nieszczęść łamane przez smutne szczenię poruszyła ten głaz w okolicy
mojego mostka. Dlatego odetchnąłem głęboko, policzyłem do dziesięciu i z pokrzepiającym
uśmiechem udzieliłem mu rady.
- Otul
się najmiększym kocykiem, jaki masz, dalej przytulaj Jacka i zjedz całą milkę.
Ewentualnie dwie. I przestań smutać, ten świat jest zły i jeszcze nie raz cię
rozczaruje.
Welli
smętnie zwiesił głowę.
- Chyba
nie chcę dorastać.
- Wiem,
Welli, wiem.
Pogadaliśmy
jeszcze przez chwilę o czymś lżejszym, coby młodemu poprawić humor, po czym
postanowiliśmy się rozłączyć i pójść spać.
XDXDXD
Dziewięć
godzin snu, tak?
Gdzieś o
trzeciej w nocy obudziłem się zlany potem. Trzęsącymi się dłońmi sięgnąłem po
butelkę wody. Cholero jasna i matko boska hoferowsko, jak tu się uspokoić po
takim koszmarze? Pociągnąłem kilka łyków przyjemnie chłodnej mineralnej, ale
ręce wciąż się mi telepały, a serce tak mocno dudniło w piersiach, że miałem
wrażenie, iż zaraz rozerwie mi klatę i wyskoczy ze mnie. Totalna masakra.
A śniło
mi się, że trzymałem w ramionach taką małą, dosłownie kilkuminutową wersję
mnie. Dziecko miało moje urocze dołeczki w policzkach, krótkie, poswijane,
czarne włoski i, o Schusterze, jakie ono miało brwi! Krzaczaste, gęste i na pół
twarzyczki! Jeszcze patrzyło się na mnie tymi swoimi wilgotnymi oczkami, jakby
mnie oceniając, po czym rozwarło różowiutkie usteczka i zaczęło przeraźliwie
głośno łkać. Z wrażenia omal go nie upuściłem.
-
Gratulacje, panie Freitag. Ma pan synka - rzekła gdzieś w tle pielęgniarka.
Wtedy
się obudziłem.
Cholera,
zabiję Wellingę!
XDXDXDXDXDXDXDXDXD
*Rozporządzenie dotyczące przekazywania odpowiedzialności za rozstrzyganie
kwestii dotyczących zezwolenia na obrót nieruchomościami gruntowymi - swoją drogą już nieaktualne
Halo, @skifriday, pozdrówki! ;)
Taka trochę przejściówka, coby odpocząć nieco od paty i pozbierać w całość rozbitą psychikę. Chwila oddechu na pewno się przyda!
W międzyczasie zapraszam na inne moje blogi: over-the-sun.blogspot.com i another-lonely-night.blogspot.com, życzę miłej niedzieli, no i xD na twarzyczki i do przodu!
Ciao!
Cam, nie wiem jak Ty to robisz, ale z każdym kolejnym zdaniem XD na mojej twarzy jest coraz większe.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejną dawkę emocji 👌
Genialne! :D zaglądałam codziennie, nie mogłam się doczekać rozdziału i nie rozczarowałam się :) jesteś niesamowita! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
A.
Caaaam... ja się naprawdę obawiam o swoje zdrowie psychiczne. Święta w domu Freitagów? Litości no. xD
OdpowiedzUsuńPani Freitag taka pocieszna, że tylko śmiać się można. Image synka krytykuje i za wzór mu Sevika stawia. Przecież nie wszyscy są idealni, trzeba się z tym pogodzić. Poza tym skoro udało jej się go zaciągnąć do prac kuchenno-wystrojowych to raczej nie powinna narzekać. Taki Richard to skarb. Jeszcze tatuś ze zdjęciem wystrzelił. A, ja o prezencie dla naszego skarba zapomniałam. Pan doktor z profesjonalnym wyposażeniem, a jak. Plus plany przehandlowania świątecznego sweterka. Naprawdę przedsiębiorczy mężczyzna.
Ale na tatusia to on się nie nadaje. I pewnie dlatego Wellinga do niego wali ze swoim zrujnowanym światopoglądem. Nie ma to jak richardowa delikatność i w ogóle.
A ten sen... to już naprawdę było przegięcie. xD
No to bierz się za czwórkę. W końcu ludzie potrzebują tych psycholi.
Kam, ja nie wiem, co ty ćpiesz, ale chyba chcę numer do Twojego dilera
OdpowiedzUsuńJa nie mam słów generalnie, bo mnie rozwaliłaś na łopatki. Biedny Welli, w taki sposób się dowiedzieć, że Mikołaj nie istnieje! :C
tylko niech go ktoś uświadomi z tą kapustą, bo jak odkryje, do czego służy to w majtkach, to jakiejś Heldze zmajstruje małego milkojada i będzie się wypierał, że to nie on, bo on po kapustę nie chodził
Uwielbiam♥
Płakuniam.
OdpowiedzUsuńBałam się nowego rozdziału tutaj po ostatnich wydarzeniach (wiadomo jakich) i w sumie... W sumie nie było czego, po prostu siurkałam oczami ze śmiechu 3x mocniej, niż miałoby to miejsce przez Zakopato.
Nie wiem, czy biedna Wellinga, czy biedniejszy Ricz, muszący go znosić, no ale... Boję się, że za jakiś czas Andi odkryje, że Wróżka Zębuszka też nie istnieje, a wtedy wszyscy będą mieć problem. Biedne Niemiaszki.
Anyway, święta u Piątków - wspaniałe! A końcówka to już w ogóle. Ricz-tatuś? To se ne da. Ne.
Kocham baaaaaaaardzo mocno! <3
PS. To Andisiowe zdjęcie pod rozdziałem jest naprawdę dobre.
UsuńNie nic. :|
P O M O C Y !
OdpowiedzUsuńH E L P !
H I L F E !
Cam, ja nie wiem jak ja mam żyć. Tak bardzo kocham tych psycholi, że aż ciężko mi żyć w realnym świecie. Przeczytałam i cały czas się śmieje z tego Ricza, który żyje pod nadzorem Frau Mutti. Te przemyślenia Riczowe, to jest po prostu mistrzostwo świata wszystko. Już nawet nie wiem jak mam opisywać swój zachwyt Twoją twórczością (myślę,że tym słowotokiem wystarczająco zasypałam Cię w Zakopanem xD). Ciągłe porównywanie do Sevika, ah on zawsze stoi na straży moralności, na szczęście :D Akcja z Wellingą to majstersztyk. Idealne połączenie: brak świętego Mikołaja i Jack Daniels (skąd on wie co dobre ? :o). Tak jakbym widziała prawdziwego ;) Końcówka to coś czego kompletnie się nie spodziewałam i co totalnie i doszczętnie zepsuło mi psychikę. Riczałam z tego tak bardzo, że nie wiedziałam czy będę znowu normalnie oddychać. Ciekawa jestem jak skończy się płacz Wellingi. Biedny Ricz, nigdy nie wypocznie. No i przede wszystkim czy coś więcej wyniknie z tego snu ?
Dziękuję za pozdrowienia, tak bardzo czuję się zaszczycona <3
PS. Właśnie tak wyobrażam sobie święta w ich domu, nie wiem czy to do końca dobrze xD
Życzę Ci weny i cierpliwości z tymi patusami !
Piątek
Ach te matki i ich: "W tym swetrze będzie Ci tak ładnie" odwieczny konflikt rodzicielka-dziecko ;D
OdpowiedzUsuńWelliga... Mikołaj? Och maluchu Richi nie przytuli, nie otrze noska, co najwyżej wypije Ci alkohol xD Z takimi problemami to do trenera. On sobie świetnie radzi w takich sytuacjach xD
oj poryczałam się przez Wellinga Nie wyobrażam sobie Richiego w sweterku takim jak Sevi świetny czekam
OdpowiedzUsuńO jaaa ale super <3 czekam z wielka niecierpliwoscia na kolejny i zapraszam do mnie :* :*http://just-smile-like-you-meant-it.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń